Port lotniczy w Zielonej Górze nie zmienia się


Dlaczego to polskie porty lotnicze nie obsługują Niemiec, za to niemieckie porty lotnicze walczą o polskich pasażerów...



Port lotniczy Zielona Góra to od lat zakalec w torcie polskiego rynku lotniczego. Lotniska które wystartowały od zera całkowicie niedawno, prZeścignęły wyniki portu w Zielonej Górze w bardzo krótkim czasie po starcie. Indagowani przeze mnie mieszkańcy Zielonej Góry czy Babimostu ów port lotniczy porównują do prestiżowej budowli Potiomkina. Wszystko tutaj jest rodem z gospodarki planowej - z prawami ekonomii nakazowej włącznie. Port jest państwowy, więc nawet jakby tanie linie lotnicze chciały wylądować, to państwowe przedsiębiorstwo Porty Lotnicze z siedzibą w Warszawie, już dekadę temu zadeklarowało że tych linii nie jest w stanie obsłużyć.

Przez 10 lat nic w tym oceanie niemożności się nie zmieniło. Port Lotniczy dla lokalnych władz jest od 10 lat niewysłowionym problemem- chciałyby skorzystać z niego, nie biorąc za niego odpowiedzialności- a państwowemu przedsiębirstwu PPL prościej jest dotować utrzymanie portu kwotą kilku mln PLN corocznie niż cokolwiek zmieniać.

10 lat, 300 mln PLN strat

Nieczynny port lotniczy to same straty. Zainwestowany w jego budowę kapitał (ok. 400 mln PLN) dałby odsetki w wielkości co najmniej 20 mln PLN rocznie, do tego dotacje- na utrzymanie- od lat dotowanych lotów do Warszawy, jak i państwowe dotacje PPL do utrzymania samego portu.

Indagowani rozmówcy opisywali ów port lotniczy jako pałac prestiżu miejscowych władz. Loty do Warszawy są chyba fanaberią- dystans kolejowy jest niewiele dłuższy, podróż porannym pociągiem trwa około 4 godzin.

Nie jest to port lotniczy cenowo dostępny dla ludności cywilnej. Wciąż utrzymał się tutaj dziwaczny podział. Z portu korzystają urzędnicy- dzięki puli wykupionych miejsc- oraz biznesmeni. Port działa, niczym za dobrych, dawnych czasów gospodarki planowej.

Czy ten model gospodarczy da się gdzieś sprzedać? Czy tak- utrzymując dotowany port dla kilku tysięcy podróży urzędniczych- i kilku tysięcy podróży biznesowych- jesteśmy w stanie doścignąć gospodarczo sąsiednie państwo?

Port lotniczy w Zielonej Górze utracił ostatnio tory kolejowe- rozebrano odcinek linii kolejowej w kierunku terminalu portu. Działo się to w czasach kiedy w kilku innych portach lotniczych w Polsce akurat sporym nakładem sił i środków budowano takie połączenia - częstokroć od zera, na nowo. W Zielonej Górze owszem- istniało, ale najwyraźniej urzędnikom i biznesmenom torowisko pod terminal portu się nie przydało.

Najgorszy pod względem wyników gospodarczych port lotniczy w Polsce od dekady cierpi na syndrom dziecka z domu dziecka, z bidulaka. Nie ma on właściciela, jest państwowy, więc przypomina obiekt bezpański. Jego obecny zarządca to państwowa firma która chętnie by się owego portu pozbyła jak uczyniła- z wszystkimi już portami regionalnymi poza tym jednym.

Lecz jednocześnie jest to przekazywanie trupa. PPL przedsiębiorstwo państwowe to firma, która- jednoznacznie i ewidentnie doprowadziła port lotniczy w Zielonej Górze do stanu kompletnego upadku gospodarczego. Zresztą przez znaczny czas ten port był w ogóle zamknięty, nie odbywały się tu żadne loty.

Port lotniczy nie ma niemal żadnych klientów. Nie korzystają z niego nawet linie czarterowe, które- być może- już mógłby z powodzeniem obsługiwać. Nawet przypadkowo nie korzystały z niego tanie linie lotnicze. Jakiś czas temu zresztą okazało się że brakuje jakichś niewielu elementów do poprawnej obsługi typowych klientów. Państwowe przedsiębiorstwo nigdy nwet nie dostosowało tego portu do działalności komercyjnej, a działalność która się odbywa nie ma cech działalności komercyjnej- można ją nazwać dotowaniem z pieniędzy podatników lotów biznesowych małymi samolotami. Należy wątpić by bez dotacji loty biznesowe do Warszawy się utrzymały. Są one zresztą jakimś lokalnym produktem turystycznym- możliwe że jedynym w takim stopniu sfinansowanym ze środków publicznych. Lotnictwo w woj. lubuskim to niczym przemysł kosmiczny w Polsce- a obsługa tych kilkunastu tys. pasażerów rocznie wymaga kosmicznych, wielotysięcznych dotacji do każdego pasażera.

Opowieść o tym, dlaczego to polskie porty lotnicze tracą pasażerów na rzecz portów lotniczych po niemieckiej stronie, jest trochę opowieścią o niedokończonej polskiej transformacji ustrojowej. Port lotniczy w Zielonej Górze pozostał jedynym regionalnym w pełni państwowym portem w kraju, jest zarządzany przez państwowe przedsiębiorstwo ze wszystkimi tego skutkami- pasywnością w zarządzaniu, niedostosowywaniem się do nowych trendów.

Dekadę temu pojawiły się pierwsze linie lotnicze - zainteresowane portem lotniczym w Zielonej Górze. Pomimo upływu całej dekady państwowy port nadal istnieje, nadal- płyną dotacje, ale nie na dostosowanie się do wyjścia tego biznesu na prostą, ale dotacje do zwykłego trwania bez zarabiania. Nadal- niemal nic się tu nie zmieniło. Port nadal nie ma innych klientów niż miał ich dekadę temu. Wszystko jest o dekadę starsze. Czas płynie nieubłaganie.

Komentarze

Popularne posty